pierwsza ławka z lewej przy schronisku na szrenicy należy do mnie i michała (przechodniu, powiedz sparcie), odkąd przez kilka godzin odprowadzaliśmy z niej wzrokiem słońce, które szło w noc. dobre razem jako ciągłe wymienianie małych prezentów: pomaganie w odnalezieniu wielkiego wozu na nieboskłonie (w górkach tak blisko, że początkowo trudno dostrzec), zamykanie okien na korytarzu, gdy zimno, a za chwilę drugie będzie nim kroczyć, albo częstowanie historiami sprzed wspólnej ery – ile się ważyło, przychodząc na świat, że misje na parafii, co na pierwszą komunię oraz o innych pierwszych razach (by móc pójść z siebie do wielkiej gry). spieszące się oddechy są wisienką, ale tort bliskości, na którym, nie ma ciała
przy czym wszystko to jeszcze jest darem, nie osiągnięciem
Be First to Comment